sobota, 5 czerwca 2010

Małe "ups" na ekranie...

Środowy finał 5.edycji „You can dance” zainspirował mnie do napisania dzisiejszej notki na naszym blogu . Pomijając fakt, iż do 5 edycji programu została przylepiona łatka jako dotychczasowo najlepszej ze wszystkich ( i myślę swoją drogą, że słusznie ) a wysoki poziom taneczny prezentowany przez dwójkę wybranych finalistów był prawdziwą ucztą dla oka każdego tanecznego zapaleńca, moją uwagę przyciągnęła szczególnie interesująca sama końcówka programu a to za sprawą rzecz jasna pana Piróga. Popularnemu jurorowi podczas wręczania głównej nagrody „wyrwały się przez przypadek” a może w ramach emocji niezbyt kontrolowane słowa. W zasadzie cięty język stał się jego znakiem rozpoznawczym, ale tym razem bezpośrednio wypowiedziane przekleństwo na wizji zszokowało dość dużą część zgromadzonej publiczności. Ta żenująca wpadka nie była wyrazem dumy dla wystarczająco kontrowersyjnego już Piróga i raczej uśmiechu na twarzach oglądających ten program nie wzbudziła, aczkolwiek takie sytuacje w telewizji mają dość często miejsce. Mowa tutaj oczywiście o programach na żywo, które choć rozgrywane są wg precyzyjnie zaplanowanych scenariuszy, często wymykają się producentom spod kontroli. Przejęzyczenia, zająknięcia czy niekontrolowane odruchy prowadzących programy są sprawą naturalną – nikt z nas nie jest perfekcyjny…



a pewnych sytuacji po prostu nie da się przewidzieć…



Szczególnie „narażeni na niebezpieczeństwo” są telewizyjni prezenterzy, na których spoczywa cała odpowiedzialność za ostateczny wygląd programu i jakość przygotowanego materiału. Pamiętać muszą również o tym, by ściśle trzymać się tekstu bowiem każda minuta to określona ilość słów a czas antenowy jest nieubłagalny. Co jednak zrobić w sytuacji gdy na oczach milionów oglądających wdarł się mały błąd w przygotowanym scenariuszu a prompter pokazuje niewłaściwy tekst ?



Dlatego tak często telewizja stanowi źródło rozrywki i to nie zawsze za sprawą kabaretów ;)
Wpisując w serwisie you tube hasło „wpadki telewizyjne” otrzymałam ponad 700 propozycji co jest dowodem tylko na to, że widzowie są wyjątkowo pamiętliwi i takich atrakcji nigdy nie puszczają płazem ;)

piątek, 4 czerwca 2010

Kreowanie osobowości telewizyjnych

Osobowości telewizyjne to powszechnie znane postacie regularnie pojawiające się w programach telewizyjnych lub uczestniczące w ich tworzeniu.
W Polsce osobowości telewizyjne pojawiły się już w latach 60. XX wieku. Początkowo byli to spikerzy i prezenterzy wiadomości i pogody, jak choćby Jan Suzin czy Krystyna Loska.
Stacje telewizyjne dla uzyskania jak największej oglądalności starają się kreować osobowości telewizyjne i przyciągać je do siebie – gdy wypromują jakąś osobę to zwykle przed długi czas ma ona być niejako reklamą danej stacji. Obecnie możemy znaleźć mnóstwo takich przykładów.

Oto kilka z nich:

Oglądając telewizję ma się nieodparte wrażenie, że jest on wszędzie... Wszystko było w normie jeszcze parę lat temu, kiedy widzieliśmy Macieja Kurzajewskiego w roli prowadzącego Sportowy Express na antenie „Jedynki”. Dziś natomiast, TVP każe nam wpatrywać się w tę postać niemal bezustannie. W 2007 roku został prowadzącym show Gwiazdy tańczą na lodzie (prowadził także dwie kolejne edycje). Jest współprowadzącym Pytania na Śniadanie, prowadzącym teleturniej Kocham Cię Polsko. Ponadto od niedawna dał się nam poznać jako idealny materiał do promocji kanału TVP, reklamując akcję SMS-ową czyli jak opłacić wielokrotność abonamentu TVP bez konieczności odwiedzania urzędu pocztowego. Poza tym warto wiedziec, że bardzo lubi biegać...



Telewizja w ogóle często lubi co jakiś czas promować tę jedną, jedyną osobę. Krzysztof Ibisz to kolejny „wybraniec”. Jego działalność na gruncie medialnym jest bardzo szeroka. Pamiętamy go jako prowadzącego Czar par, Ibisekcję, lecz przede wszystkim z polsatowskich produkcji: Bar, Dwa światy, Awantura o Kasę, Życiowa Szansa czy Jak oni śpiewają. Miał także swoje 5 minut występując w reklamie herbaty. Mało..? Cóż jeśli tak, to ostatnio możecie podziwiać go jak wraz z Agatą Młynarską prowadzi nowe show „On i Ona”.


Trzecim i kolejnym przykładem osobowości medialnej jest Hubert Urbański. Najpierw był prowadzącym Anteny w TVP , później natomiast, gdy w 1999 roku trafił do TVNu, stał się powszechnie rozpoznawany za sprawą wielu programów z jego udziałem. Hubert Urbański prowadził: Wyprawę Robinson, Taniec z gwiazdami, Dla Ciebie wszystko i Jestem Jaki Jestem w TVN. Nie zapominajmy także o zachwalaniu pewnego banku. Jednak największą popularność przyniosła mu rola prowadzącego Milionerów.



Poniekąd takie osoby możemy traktować jako „starych znajomych” - zajmują one stale miejsce w rozkładzie naszego dnia.
Z jednej strony to dobrze,że telewizja daje daje szansę na wypromowanie się. Coraz częściej jednak, ma się wrażenie, że ta szansa jest dla nielicznych spośród tych, którzy także chcieliby zaistnieć w mediach, dla tych którzy sprawdzili się i teraz zostają angażowani niemal wszędzie – i widzowie oglądają ich bez przerwy... A przecież chciałoby się widzieć jakieś nowe, „świeże” twarze...

środa, 2 czerwca 2010

Proszę wstać, Sąd wchodzi na antenę!

Co tu dużo mówić – pranie brudów na ekranie przyciąga widownię. Wprawdzie w court show do oczu skaczą sobie „aktorzy”, a nie prawdziwi powody i pozwani, niemniej sprawy opierają się na zakończonych już procesach sądowych, przez co program, w zamyśle twórców ma zyskać na autentyczności. Jednak nie zawsze tak było. Amerykański court show – The People’s Court, emitowany nieprzerwanie od 1981 roku – był pierwszym, który pokazywał aktualnie toczące się procesy.

W Polsce court show w postaci programu Sędzia Anna Maria Wesołowska zadebiutował 6 marca 2006 roku w telewizji TVN, jako kolejny fabularyzowany dokument tej stacji. Dwa lata później dołączył do niego Sąd rodzinny. Programy te spełniają w szczególności funkcję edukacyjną: mają przybliżyć widzom – oczywiście w znacznie uproszczonej formie – mechanizmy działania polskiego sądownictwa. Dzięki nim przeciętny widz nie będzie w sądzie zaskoczony, że „należy się zwracać wyłącznie do Sądu” oraz, że „za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna do trzech lat pozbawienia wolności”. Edukacja edukacją, ale zaskoczyć czymś 2,5-milionową publiczność też trzeba.

W związku z tym twórcy programu starają się (z różnym skutkiem) maksymalnie uatrakcyjnić nudną rozprawę, wprowadzając do przedstawianej historii sensacyjne wątki i zbliżyć go bardziej w stronę serialu kryminalnego. W takim przypadku czysta, zdawałoby się formalność, jaką jest osądzenie sprawcy – bo to jego tropienie było do tej pory główną cechą kryminałów – przekształca się w ponowne rozwiązywanie zagadki. Sympatie w zeznaniach świadków rozkładają się sprawiedliwie – mniej więcej co drugi zeznaje na korzyść oskarżonego. Jako, że słowa kolejnych osób są łatwe do przewidzenia, żeby nie było nudno następuje zupełnie nagły i absolutnie nieprzewidywalny zwrot akcji – na salę wpada aplikant adwokata ze świeżo wygrzebanymi dowodami niewinności lub niespodziewanie wyskakuje ktoś z publiczności i łamiącym się głosem oznajmia: „Wysoki Sądzie, ja już nie mogę dłużej słuchać tych kłamstw!” – albo coś w tym rodzaju.



Tak oto z urzędu powołany nowy świadek (który dziwnym trafem zawsze jest przygotowany do zeznawania i ma dowód osobisty na wierzchu, jakby tylko czekał na te kłamstwa) w ostatniej chwili ratuje, tudzież pogrąża oskarżonego. Zeznania ostatniego świadka w większości przypadków dają nam jasny sygnał co do wyroku, jaki zapadnie, a który cwani nadawcy emitują po przerwie na reklamy. Z tego względu część widzów rezygnuje z oglądania zakończenia, tym bardziej, że treść wyroku opatrzona jest nieznośnie dydaktycznym komentarzem sędzi(ego).


Wobec tego ja wstrzymuję się z oceną i „zamykam rozprawę. To wszystko na dziś, dziękuję państwu” ;)