środa, 2 czerwca 2010

Proszę wstać, Sąd wchodzi na antenę!

Co tu dużo mówić – pranie brudów na ekranie przyciąga widownię. Wprawdzie w court show do oczu skaczą sobie „aktorzy”, a nie prawdziwi powody i pozwani, niemniej sprawy opierają się na zakończonych już procesach sądowych, przez co program, w zamyśle twórców ma zyskać na autentyczności. Jednak nie zawsze tak było. Amerykański court show – The People’s Court, emitowany nieprzerwanie od 1981 roku – był pierwszym, który pokazywał aktualnie toczące się procesy.

W Polsce court show w postaci programu Sędzia Anna Maria Wesołowska zadebiutował 6 marca 2006 roku w telewizji TVN, jako kolejny fabularyzowany dokument tej stacji. Dwa lata później dołączył do niego Sąd rodzinny. Programy te spełniają w szczególności funkcję edukacyjną: mają przybliżyć widzom – oczywiście w znacznie uproszczonej formie – mechanizmy działania polskiego sądownictwa. Dzięki nim przeciętny widz nie będzie w sądzie zaskoczony, że „należy się zwracać wyłącznie do Sądu” oraz, że „za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna do trzech lat pozbawienia wolności”. Edukacja edukacją, ale zaskoczyć czymś 2,5-milionową publiczność też trzeba.

W związku z tym twórcy programu starają się (z różnym skutkiem) maksymalnie uatrakcyjnić nudną rozprawę, wprowadzając do przedstawianej historii sensacyjne wątki i zbliżyć go bardziej w stronę serialu kryminalnego. W takim przypadku czysta, zdawałoby się formalność, jaką jest osądzenie sprawcy – bo to jego tropienie było do tej pory główną cechą kryminałów – przekształca się w ponowne rozwiązywanie zagadki. Sympatie w zeznaniach świadków rozkładają się sprawiedliwie – mniej więcej co drugi zeznaje na korzyść oskarżonego. Jako, że słowa kolejnych osób są łatwe do przewidzenia, żeby nie było nudno następuje zupełnie nagły i absolutnie nieprzewidywalny zwrot akcji – na salę wpada aplikant adwokata ze świeżo wygrzebanymi dowodami niewinności lub niespodziewanie wyskakuje ktoś z publiczności i łamiącym się głosem oznajmia: „Wysoki Sądzie, ja już nie mogę dłużej słuchać tych kłamstw!” – albo coś w tym rodzaju.



Tak oto z urzędu powołany nowy świadek (który dziwnym trafem zawsze jest przygotowany do zeznawania i ma dowód osobisty na wierzchu, jakby tylko czekał na te kłamstwa) w ostatniej chwili ratuje, tudzież pogrąża oskarżonego. Zeznania ostatniego świadka w większości przypadków dają nam jasny sygnał co do wyroku, jaki zapadnie, a który cwani nadawcy emitują po przerwie na reklamy. Z tego względu część widzów rezygnuje z oglądania zakończenia, tym bardziej, że treść wyroku opatrzona jest nieznośnie dydaktycznym komentarzem sędzi(ego).


Wobec tego ja wstrzymuję się z oceną i „zamykam rozprawę. To wszystko na dziś, dziękuję państwu” ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz