środa, 28 kwietnia 2010

Podaj mi Kucharka, czyli product placement po polsku

Początki product placement sięgają lat 30. XX wieku, kiedy to zaczęto promować w filmach pierwsze produkty, głównie papierosy i samochody. W owych latach wytwórnia MGM otworzyła nawet specjalny dział, który miał zajmować się product placement. Ponieważ nie istniała jeszcze wówczas telewizja, siła oddziaływania kina na widzów była naprawdę znacząca.
Z tym zjawiskiem wiąże się też rozwój oper mydlanych w latach 50. i 60. XX wieku. Zdarzało się, że wspierali je producenci środków czystości, które pojawiały się w tych serialach.
Największy rozwój zjawiska product placement datuje się na lata 80. i 90. Wtedy to powstawały największe firmy zajmujące się tym zjawiskiem, jak chociażby ERMA.
W 2002 r. ustanowiono nawet międzynarodowe nagrody za product placement – Product Placement Awards.
Jak wiadomo, oglądanie telewizji stanowi w dzisiejszych czasach jedną z najpowszechniejszych form spędzania wolnego czasu. Przed ekranami zasiadają miliony widzów, często bardzo zróżnicowanych pod względem wieku. Żaden film wyświetlany w kinie nie zgromadzi jednorazowo tak licznej widowni. Dlatego też telewizja uchodzi za jeden z najbardziej skutecznych nośników product placement.
Jej zaletą będzie również to, że odstęp czasu między produkcją programu a jego emisją jest stosunkowo niewielki. Dzięki temu można w danym odcinku umieścić produkt, który dopiero co został wprowadzony na rynek. Oczywistym jest także, że koszty ulokowania produktu przykładowo w serialu są dużo niższe, niż w filmie przeznaczonym do kin.
Dużym plusem dla telewizji jest też powtarzalność przekazu – dany produkt może pojawić się nawet w kilku odcinkach programu, serialu czy w często emitowanym teledysku.
Z perspektywy producentów danego produktu, telewizja ma jednak i swoje wady. Największą z nich jest rozproszenie uwagi widza, który oglądając jakiś program, jednocześnie może wykonywać inne czynności.
Gatunkiem telewizyjnym, w którym chyba najczęściej można zaobserwować zjawisko produkt placement są seriale. Zaliczają się one do programów o największej oglądalności, mają angażującą fabułę (przynajmniej z założenia ;)) i są oglądane regularnie. Ponadto ich widownia jest dość przewidywalna, co stanowi znaczne ułatwienie z perspektywy działań promocyjnych. Przyglądałam się więc w ostatnich tygodniach polskim serialom właśnie pod tym kątem.
Teoretycznie, prezentacja produktu powinna mieć subtelny charakter, być naturalna i związana z fabułą programu. Jednak seriale, które obserwowałam, pozostawiają pod tym względem wiele do życzenia.

Najczęściej można natknąć się na Kucharka, którego to używa się w Samym Życiu, Klanie, Pierwszej miłości i Plebanii:




W Klanie poza tym pani Stasia przez dłuższy czas zajadała się Danone Activią, którą poleciła jej Elżbieta:



A zmęczonej po całym dniu pracy Tamarze (Samo Życie) gosposia dość nachalnie proponowała zielona herbatę.



Takich przykładów można by podać naprawdę wiele. Niestety, prezentacje marek w większości naszych rodzimych seriali prezentowane są w dość toporny sposób i zamiast skłaniać widzów do zakupu, zaczynają ich irytować lub stają się powodem do kpin. Ciekawe zresztą, jak wyobrażają sobie swoją widownię twórcy tych seriali? Czyżby zakładali, że to tacy, do których trzeba „powoli i dużymi literami”? ;)

5 komentarzy:

  1. no i właśnie. w tym tygodniu zatrzymałam się na kilkadziesiąt sekund jakiegoś polskiego serialu, w którym bohater(ka?) chciała wykonać telefon i na pytanie koleżanki dlaczego dzwoni z komórki, kiedy jest drogo, ta odpowiedziała, że ma heyah, więc będzie taniej :D
    bardziej bezpośrednio tego wyrazić nie sposób, niż posługując się samym sloganem kampanii reklamowej wspomnianej sieci.

    OdpowiedzUsuń
  2. :D też to widziałam. To była "Pierwsza miłość" a dialog wyglądał tak:
    (...)
    - Ale ty chcesz tam dzwonić z komórki?
    - A co, mam wysłać gołębia pocztowego? Dzwonię z Heyah, bo jest tanio.

    W tym serialu pojawia się chyba najwięcej takich "subtelnych" reklam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. o, dzięki za sprecyzowanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I jeszcze z "Pierwszej miłości"
    Dwóch gości gra w bilarda:
    Gość 1: Przynieś kredę i coś do pochrupania.
    Gość 2: Ok, ale co? Paluszki, chipsy?
    Gość 1: Nie, przynieś M&M'sy.
    Gość 2 wychodzi i po chwili wraca z gigantyczną paczką M&M'sów. Zbliżenie kamery na rzeczony smakołyk właśnie. No masakra.
    Swoją drogą, nigdy nie widziałam, żeby podczas gry w bilarda ktokolwiek "chrupał" rzeczone M&M'sy :P

    OdpowiedzUsuń
  5. A w "Samym życiu" ktoś przez pół odcinka łykał Vitaral - aż się zaczęłam bać, żeby się to hiperwitaminozą nie skończyło ;)

    OdpowiedzUsuń