Po przeczytaniu notki Bibelinki, odnośnie tego, na co gotowi są ludzie dla pieniędzy, zaczęłam także rozważac ten problem. Skupiłam się jednak na tym, co interesuje mnie najbardziej.
Uważam za niezwykle ciekawą, kwestię przekraczania wśród ludzi granic swej prywatności w telewizji. Temat ten jest kontrowersyjny, ponieważ spotykamy się właściwie tylko ze skrajnymi opiniami: ludzie albo popadają w zachwyt nad programami tych kategorii, albo są ich zagorzałymi przeciwnikami, za wszelką cenę pragnącymi okazać ich bezsens. Dlatego daje to nam szerokie pole do dyskusji.
We wspólnym domu zamykano rodziny, nastolatków czy też zróżnicowaną pod każdym względem grupę ludzi i... podglądano. Wszędzie kamery, które pokazywały najintymniejsze szczegóły z życia tych osób. W domu robi się nudno? Nic nie szkodzi, kamery mogą być wszędzie, więc dlaczego nie obserwować ludzi na wyspie? Przed telewizorami znowu miliony widzów, śledzących z różnych powodów życie tych „zakładników rzeczywistości”. Bo przecież programy te są tylko kopią prawdziwego świata.
Oglądając niektóre sytuacje z życia w domu Wielkiego Brata, ma się wrażenie, że naprawdę jedynym celem brania udziału w takiego rodzaju „widowisku” jest chęć zgarnięcia nagrody czy pokazania się w mediach, a nie jak tłumaczyli swoją decyzję niektórzy „chęć przeżycia niezwykłej przygody”...
Przygoda czy pieniądze za cenę utraty prywatności i intymności (kiedyś przecież trzeba będzie opuścić ten „wirtualny” dom), utraty być może przyjaciół i rodziny? W 1997 roku uczestnik szwedzkiej Ekspedycji Robinson, rzucił się pod pociąg, bo bał się, że telewizja pokaże tylko najgorsze fragmenty z jego pobytu w programie i zrobi z niego „głupka”...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz