poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Prywatnośc a telewizja.

Po przeczytaniu notki Bibelinki, odnośnie tego, na co gotowi są ludzie dla pieniędzy, zaczęłam także rozważac ten problem. Skupiłam się jednak na tym, co interesuje mnie najbardziej.

Uważam za niezwykle ciekawą, kwestię przekraczania wśród ludzi granic swej prywatności w telewizji. Temat ten jest kontrowersyjny, ponieważ spotykamy się właściwie tylko ze skrajnymi opiniami: ludzie albo popadają w zachwyt nad programami tych kategorii, albo są ich zagorzałymi przeciwnikami, za wszelką cenę pragnącymi okazać ich bezsens. Dlatego daje to nam szerokie pole do dyskusji.

 Chcę szczególną uwagę zwrócić na programy reality show (jednak należy pamiętać, że początek „obnażania” swoich uczuć i zachowań na ekranie dało talk – show), które już od lat siedemdziesiątych zaistniały w mediach (An American Family powstaje w 1973 roku). Tak jak wszystko, również i one ewoluowały wraz ze zmieniającymi się tendencjami w stacjach tv oraz z coraz to nowymi, większymi oczekiwaniami widzów – oczekiwaniami na jeszcze więcej pokazywania obcych ludzi w telewizji. Gdy producenci zdali sobie sprawę z sukcesów reality, i co za tym idzie z dochodów, jakie one przynoszą, programy te zaczęły powstawać już masowo. S.Brenton i R. Cohen wymieniają w swojej książce takie reality jak choćby: Surviver, The Mole, Temptation Island, The Amazing Rice.

 We wspólnym domu zamykano rodziny, nastolatków czy też zróżnicowaną pod każdym względem grupę ludzi i... podglądano. Wszędzie kamery, które pokazywały najintymniejsze szczegóły z życia tych osób. W domu robi się nudno? Nic nie szkodzi, kamery mogą być wszędzie, więc dlaczego nie obserwować ludzi na wyspie? Przed telewizorami znowu miliony widzów, śledzących z różnych powodów życie tych „zakładników rzeczywistości”. Bo przecież programy te są tylko kopią prawdziwego świata.

 W Polsce najbardziej znanym reality jest niewątpliwie Big Brother i jego kolejne edycje. Program ten oparty jest na swoim holenderskim poprzedniku i pojawił się w naszym kraju w roku 2001. Emitowała go stacja TVN. „W domu pełnym ukrytych kamer zamyka się grupę ekstrawertyków i przez kilka miesięcy rejestruje się ich życie codzienne”. Wśród publiczności tego programu dało zauważyć się wręcz ekscytacje losami jego „bohaterów”. Życie uczestników w domu w Sękocinie śledziło około 5 mln widzów, a raczej „podglądaczy”. Mogę chyba użyć takiego określenia dla osób, które świadomie oglądają każdy szczegół z życia innych ludzi. Tych z kolei można określić tylko jednym słowem: „ekshibicjoniści”. Co w takim razie jest powodem, że reality show mają tylu chętnych ludzi, gotowych wystawić na pokaz swoje prywatne życie? 

 Oglądając niektóre sytuacje z życia w domu Wielkiego Brata, ma się wrażenie, że naprawdę jedynym celem brania udziału w takiego rodzaju „widowisku” jest chęć zgarnięcia nagrody czy pokazania się w mediach, a nie jak tłumaczyli swoją decyzję niektórzy „chęć przeżycia niezwykłej przygody”...



Przygoda czy pieniądze za cenę utraty prywatności i intymności (kiedyś przecież trzeba będzie opuścić ten „wirtualny” dom), utraty być może przyjaciół i rodziny? W 1997 roku uczestnik szwedzkiej Ekspedycji Robinson, rzucił się pod pociąg, bo bał się, że telewizja pokaże tylko najgorsze fragmenty z jego pobytu w programie i zrobi z niego „głupka”...  

Czy więc warto jest poświęcać aż tyle, dla chwili zaistnienia w mediach?  
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz